Zabójca Ghuli – recenzja książki

Zabójca Ghuli recenzja

Gotrek Gurnisson jest jedną z moich ulubionych postaci z uniwersum Warhammera, dlatego Zabójca Ghuli znalazł się na liście lektur obowiązkowych w dniu wydania.

Przyznam się bez bicia, że w mojej opinii Era Sigmara, póki co, nie dorównuje „staremu” Warhammerowi. Wiem, wiem – zmiany są potrzebne, kto stoi w miejscu, ten się cofa, i tak dalej. Problem w tym, że na tę chwilę nie miałem w ręku publikacji, która byłaby w stanie to zdanie zmienić. Zabójca Ghuli też nie dał rady…

UWAGA! W recenzji mogą pojawić się spojlery dotyczące poprzednich książek z Gotrekiem, więc jeśli ich nie czytaliście, a planujecie, mogę Wam nieco zepsuć zabawę.

Po rozejściu się dróg Gotreka i Feliksa nic nie będzie takie samo. Nie musiałem przeczytać całego Zabójcy Ghuli, aby mieć słuszne obawy co do tego, czy przygody gburowatego krasnoluda z nowymi towarzyszami będą tak samo wciągające, jak z jego wiernym kompanem. Otóż nie są. Być może wynika to ze starych przyzwyczajeń o swoistego samoograniczenia, ale cóż – takie moje prawo fana perypetii niezwykłego duetu.

O czym jest Zabójca Ghuli?

Autor, Darius Hinks, miał bardzo dobry pomysł na fabułę: przepełniony żądzą zemsty Gotrek trafia do nawiedzonych zaświatów Shyish i szuka Króla Nieumarłych – Nagasha. Czytając skrótowy opis na tylnej okładce jarałem się jak goblin trafiony kulą ognistą. Liczyłem na epicką batalię, rodem z pierwszych nowelek spod pióra Williama Kinga. I być może właśnie dlatego po skończonej lekturze czułem ogromny niedosyt. Niby jest tu wszystko, za co uwielbiam Gurnissona, ale podane w za mało mrocznej formie. Nie czuć przytłaczającego klimatu, który wciska się w czaszkę. Zmiana uniwersum niekoniecznie musiała na to wpłynąć – tu raczej celuję w autora.

To jednak nie zmienia faktu, że Zabójca Ghuli jest książką bardzo dobrą. Czyta się ją przyjemnie, a Gotrek to nadal gbur, który przedkłada własne wartości i przekonania ponad wszystko inne, nawet samych bogów. Hinks zaserwował nie tylko na kilka krwistych batalii, ale także konkretne zaskoczenie w finale. Wywołał on u mnie mieszane uczucia, ale w ogólnym rozrachunku wypada dobrze, jak zwykle pozostawiając miejsce na dalsze poszukiwanie zguby.

Zabójca Ghuli i jego kompania

Świetnie wypadają Meleneth i Trachos towarzysze Zabójcy, których ten traktuje raczej jako kulę u nogi. Mając świadomość pobudek, którymi kierują się aelfka z Zakonu Azyru Gromowładny Trachos, nie szczędzi im obelg, dodatkowo napuszczając jedno na drugie. Wyszła z tego relacja niemalże tak samo ciekawa jak z Feliksem. I chyba to jest najważniejszy argument przemawiający za sięgnięciem po tę książkę.

Na słowa uznania zasługuje praca ekipy redakcyjnej Copernicus Corporation, która odwaliła kawał dobrej roboty, zachowując specyficzny klimat Ery Sigmara. Wprawdzie znalazłem kilka literówek, ale w żadnym wypadku nie wpływają one na ostateczny odbiór całości.

Zabójca Ghuli na pewno nie załapie się do czołówki moich ulubionych książek o przygodach Gotreka. To bardzo dobra opowieść, ale bez wątpienia nie tak porywająca jak poprzednie publikacje. Zabójca Pętaków już jest dostępny, więc niebawem się za niego wezmę. Mocno liczę na jeszcze więcej fruwających w powietrzu kończyn i wiader przelanej krwi.

Tutaj kupisz książkę Zabójca Ghuli

Adam to ustatkowany gracz z krwi i kości. Mąż, ojciec, a także wieloletni miłośnik elektronicznej rozrywki w formie wszelakiej. Gry wideo traktuje jako coś znacznie powyżej zwykłego hobby, wynosząc je ponad inne pasje – muzykę i książkę – dostrzegając jednocześnie, jak wiele mają one wspólnego z innymi sferami jego zainteresowań.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*