„Lepiej późno niż wcale” – to stwierdzenie tożsame jest ze sporą ilością gier, które na długo po światowej premierze trafiają do Polski. Jednym z takich tytułów jest Dead Synchronicity: Tomorrow Comes Today, wydany pierwotnie w kwietniu bieżącego roku. Dzięki wydawnictwu Techland ponownie możesz zagłębić się w zniszczony katastrofami świat, ciesząc się przy okazji doprawdy światowej jakości lokalizacją.
Wizja przyszłości, jaką przedstawia niezależna hiszpańska ekipa Fictiorama Studios (dev.) nie napawa optymizmem. Świat zostaje doszczętnie zniszczony serią niewyjaśnionych katastrof nazwanych Wielką Falą, a ludność dziesiątkowaną przez tajemniczą zarazę zamyka się w pilnie strzeżonych obozach przypominających faszystowskie, zbyt dobrze niestety znane z kart historii. W ludziach wyzwalają się pierwotne instynkty co sprawia, że każdy dzień to kolejna walka o przetrwanie. Najmocniejszą stroną recenzowanej produkcji jest bez wątpienia ponury klimat, który z każdą kolejną godziną spędzoną z tytułem staje się coraz bardziej ciężki. Nieustannie spotyka się bowiem pogrążonych w beznadziei ludzi i nadaremnie wyczekujące pomocy dzieci. Twórcy podejmują bardzo trudną tematykę, ale stają na wysokości zadania dostarczając produkt dopracowany, trafiający przede wszystkim do dojrzałego odbiorcy, rozumiejącego prawidłowości rządzące relacjami międzyludzkimi.
W grze wcielisz się w postać Michaela…
…który cierpi na jedną z wielu dolegliwości dopadających ludzi po pandemii – całkowitą amnezję. Bohater nie wie co działo się wczoraj, a co za tym idzie, dlaczego świat zmienił się nie do poznania. Na szczęście nie jest to typowa zagrywka ułatwiająca twórcom sklecenie fabuły w taki sposób, aby uniknąć jej niezamierzonych niedopowiedzeń tudzież pominiętych z premedytacją niedoskonałości. W miarę postępów w grze, protagonista odkrywa kolejne rozdziały swojego życia sprzed momentu zanim nadeszła Wielka Fala…
Animowane przygodówki point’n’click chyba już zawsze będę porównywał do nieśmiertelnego Broken Sword, który to tytuł jest dla mnie swoistym wyznacznikiem jakości tym podobnych gier. Dead Synchronicity: Tomorrow Comes Today jest klasycznym przedstawicielem wspomnianego powyżej gatunku, wymagającym dokładnego analizowania każdego ekranu i łączenia ze sobą pozornie nieskładnych faktów w całość. Do dyspozycji zostaje oddana Ci waliza służąca do przechowywania znalezionych przedmiotów, których użyjesz przy rozwiązywaniu kolejnych łamigłówek (większość z nich jest raczej prosta, aczkolwiek niektóre potrafią zabić klina). Jak na tego typu grę przystało, jest ona aż nadto liniowa, przez co już na wstępie możesz zapomnieć o jakiejkolwiek swobodzie. Co jednak interesujące, historia prowadzona jest w tak doskonale wyważony sposób, że podążanie z góry wyznaczoną ścieżką wcale nie jest szczególnie uciążliwe.
Oprawa audiowizualna zrobiła na mnie OGROMNE wrażenie. Kreskówkowa grafika idealnie wpisuje się we wspomniany ciężki klimat, ponieważ charakterystycznym szkicom daleko jest do cukierkowych produkcji. Zastosowana paleta kolorów i ciekawie zaprojektowane lokacje idealnie oddają atmosferę beznadziei i przytłaczającego, zawieszonego gdzieś na głowami wszystkich marazmu. Całości dopełnia genialne udźwiękowienie. Mroczne kawałki rozbrzmiewające w tle tylko potęgują opisaną atmosferę. A do tego dochodzi jeszcze całkiem udany voice-acting.
Dead Synchronicity: Tomorrow Comes Today zaspokoiło mój narastający od dłuższego czasu apetyt na dopracowane i dedykowane osobom dorosłym gry przygodowe. Od bardzo dawna nie miałem okazji obcowania z tytułem zachęcającym do refleksji i naprawdę głęboko poruszającym. Jeśli lubisz dojrzałe produkcje, koniecznie zapoznaj się z perypetiami Michaela – mężczyzny pozbawionego przyszłości…
Mroczna wizja przyszłości + interesująca fabuła + mnóstwo łamigłówek + polska lokalizacja gry = udany produkt godzien polecenia…
…w którym denerwować może jednak sporadyczny backtracking.