Recenzja Days Gone

Days Gone

Świrusy zainfekowały Amerykę w kolejnej propozycji na wyłączność PlayStation 4. Czy Days Gone stoi na równo z pozostałymi ekskluzywnymi tytułami Sony?

Mój przyjaciel jest w potrzebie. Ma ranę ręki, wysoką gorączkę i potrzebuje opatrunków oraz antybiotyków. Ponad wszystkie przeciwności losu, w czasie kiedy cały świat na mnie poluje, znajdę dla niego te leki i nie dam mu umrzeć w bólu. Wsiadam na swój motocykl, wybieram się w nieznane z nadzieją na powodzenie. Jadę przez las, potem trochę asfaltową drogą, znów wyboiste tereny i w końcu widzę tunel. Gdy podjeżdżam wylatuje z niego całe stado agresywnych świrusów, więc zawracam, dodaje gazu i uciekam ile sił w kołach. Jeden o mało mnie nie dopadł.

Wreszcie zgubiłem ich, wyznaczam inną drogę i… dostaję w ramię metaliczne pozdrowienia od snajpera tych, którzy przeżyli, polując na każdego żywego. Siła strzału jest tak wielka, że zrzuca mnie z motoru i spadam ze skarpy w dół. Szybko zapominam o bólu i naprawiam maszynę, aby ponownie poczuć się trochę bezpieczniej. Ostatecznie uciekam bandzie degeneratów. Jezu, gdzie ja teraz znajdę apteczkę dla mojego przyjaciela? Czemu wszyscy chcą mnie dopaść?

To tylko jedna z początkowych akcji, jakich w Days Gone jest wiele. Klimat i uczucie przetrwania jest tak bardzo odczuwalne, że przez całą grę cieszyłem się z możliwości pobytu w pięknych i niebezpiecznych okolicach Oregonu. Ekipa Bend Studio w czasach mody na multiplayera, postanowiła postawić na rozgrywkę dla pojedynczego gracza, opowiedzieć ciekawą historię, opracować wielki otwarty świat i sprawić, że gracz chłonie klimat opowieści niemal wszystkimi zmysłami. Czy więc Days Gone może stanąć w jednej linii z pozostałymi hitami Sony?

Ludzie ludziom zgotowali ten los

Jak poradzi sobie twardy członek gangu motocyklowego w trudnych czasach wybuchu pandemii wirusa? Bohaterem gry jest Deacon St. John – motocyklista, weteran wojenny, mąż i łowca nagród. Nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu i podróżuje między obozami, załatwiając sprawy dla ich przywódców, pomału dowiadując się interesujących faktów dotyczących zarówno wirusa, jego przeszłości, jak i innych wartych poznania wątków. Ranna żona Sarah została zabrana helikopterem do jednego z obozów ale ślad po niej zaginął. Minęły lata ale protagonista wciąż nie może pogodzić się z jej stratą. Czemu Sarah musiała umrzeć i czy śmierć była bolesna? Odpowiedź nie przychodzi szybko i będzie wymagać wielu godzin rozgrywki wraz z powrotami bohatera do przeszłości.

Deacon żyje w symbiozie ze swoim motocyklem, który jest jakby drugim bohaterem opowieści. Przemierzając drogi, pagórki czy doliny właśnie na dwóch kołach można poczuć się na swój sposób bezpiecznie. Survival, ciągła presja, walka czy adrenalina są nieodłącznymi cechami rozgrywki, jednak bez maszyny ani rusz. Podróżowanie jest niezwykle przyjemne, pojazd zachowuje się realistycznie i widać dopracowanie tego aspektu przez programistów. Jednoślad jednak szybko się psuje, brakuje mu paliwa i lepiej pamiętać o złomie potrzebnym do naprawy czy znalezieniu benzyny. Z tym raczej nie ma problemu, a jeśli nawet będzie ciężko to zawsze można za drobną opłatą wyremontować i zatankować motocykl w obozie. Oprócz tego warto odwiedzić mechanika, bo można nie tylko zmienić wygląd maszyny, ale też dodać nitro, zwiększyć wytrzymałość czy poprawić osiągi. To wszystko oczywiście jest płatne i wymaga uzyskania odpowiedniego poziomu zaufania w obozie. Szkoda, że będąc w drodze nie można napotkać na chodzie innych środków transportu, co wypada nieco dziwnie. Motocykl w tej opowieści to prawdziwy rarytas.

Dopóki na świecie będzie istniał człowiek, będą też (ś)wirusy

Otwarty świat jest wielkim, niebezpiecznym i pełnym tajemnic do odkrycia terenem, stopniowo prezentującym swoje pozytywy, podczas odkrywania kolejnych wątków fabuły. Przemieszczając się między obozami warto pamiętać o opuszczonych budynkach, stacjach paliw czy farmach, pełnych przedmiotów do zebrania. W zasadzie wszędzie można znaleźć coś ciekawego, trzeba tylko zrobić rozeznanie obszaru (lornetka), wyeliminować świrusów (ciche finishery nożem) i cieszyć się cennym towarem (tworzyć przedmioty). Walcząc z wrogiem można używać zarówno broni ręcznej (deski, kije, maczety), jak i cięższy arsenał, będący dużo cenniejszym towarem.

Świrusy występują w kilku odmianach jak np. Rojaki (najczęściej spotykane ścierwo), Traszki (zwinne dzieci mające raczej defensywną taktykę) czy większe cholernie odporne osobniki, w które trzeba wpakować kilka magazynków. Po założeniu prymitywnego tłumika można eliminować świrusów znacznie skuteczniej, bez obawy o rychłe pojawienie się całej hordy zarażonych. Ogólnie skradanie i brutalne wykończenia to ważny czynnik rozgrywki, mający wielki wpływ na powodzenie misji. Choć na początku wszystkie starcia mogą być trudne, a kierowana postać ginie często, to im dalej w las, tym Deacon staje się prawdziwą maszynką do zabijania stworów, bandytów czy napotkanych zwierząt.

Wszystko za sprawą zdobytego doświadczenia i punktów z tym związanych, które można wydawać pośród trzech gatunków – walka w zwarciu, dystansowa i przetrwanie. Kilkanaście umiejętności dla każdej grupy to naprawdę sporo upgrade’owania, pozwalającego na zwiększenie celności, obrażeń, widzenie przedmiotów czy odzysk bełtów wystrzelonych wcześniej z kuszy. Obfity arsenał w połączeniu z możliwością zwolnienia czasu daje sporo frajdy, a i headshoty padają gęsto. Można też korzystać ze znalezionych przedmiotów w starciach lub zrobić z nich użytek podczas np. niszczenia stref lęgowych świrusów, pomagających odblokować szybką podróż. Nie ma to jak znaleźć kanister benzyny, podczas chwilowych braków przedmiotów w ekwipunku i wybuchowo go wykorzystać.

Tamte dni już minęły

W obozach pracy można dostać zlecenie, sprzedać znalezione towary, oddać trofea zyskując zaufanie czy ulepszyć swojego mechanicznego rumaka. Napotkane postaci jak Copeland, Żelazny Mike, Boozer czy Skizzo odpowiednio urozmaicają przygodę, a cykle dobowe i zmienne warunki pogodowe potrafią nieco utrudnić rozgrywkę. Dla fanów zbierania twórcy przygotowali wiele listów, nagrań czy innych fantów wartych zdobycia i zgłębiania informacji o tym uniwersum. Pod względem graficznym produkcja twórców przenośnego Uncharted prezentuje się świetnie, świat żyje, wygląda imponująco i potrafi zauroczyć swoimi krajobrazami. Programiści wykonali kawał dobrej roboty, co w połączeniu z rewelacyjnie dobraną ścieżką dźwiękową, serwuje jeden z najlepszych amerykańskich klimatów jakie znam.

Trochę szkoda, że w Days Gone oprócz chmar świrusów dokuczają też błędy techniczne i problemy z brakiem detekcji kolizji. Przechodzenie przez niektóre obiekty nie było wyjątkiem, dziwnie ułożone ciała, Mołotow przelatujący przez ściany budynku czy niebieski ekran oznaczający reset gry też się zdarzały. Nieco lepiej sytuacja wygląda po ostatniej aktualizacji, jednak błędy wciąż atakują z ukrycia, w czasie gdy świrusy na chwilę schodzą na drugi plan. Ostatecznie bardzo przyjemnie oceniam najnowszą propozycję na wyłączność PlayStation 4 i nawet jestem pozytywnie zaskoczony. Przygody Deacona to kawał interesującej rozgrywki, długa opowieść, niezapomniany klimat i survival pełną gębą. Fani The Last of Us będą mieli najwięcej frajdy, spędzając długie wieczory w Oregonie i stopniowo poznając wszystkie zalety Days Gone. Sony na koniec generacji daje kolejnego kopa konkurencji, pełnego nadziei na przyszłość dla fanów fabularnych opowieści z miażdżącym klimatem.


Kopię gry do recenzji otrzymaliśmy od firmy Sony Polska.

Warto zatracić się w Days Gone, na własnej skórze poczuć tę atmosferę bezsilności i przetrwania w trudnych czasach. Walka z wrogiem, kombinowanie, zbieranie w celu przeżycia czy wielka ulga kiedy dodajesz gazu i zostawiasz w tyle hordy świrusów to mocne punkty tej produkcji. Wielki otwarty świat wręcz powala klimatem, graficznym wykonaniem, ilością zadań czy muzyką. Całość tworzy kolejny niezwykle wiarygodny obraz wirtualnej amerykańskiej apokalipsy, której chce się być uczestnikiem.

W walce o lepsze jutro na drodze stają długie loadingi, kilka nużących momentów i różnego rodzaju błędy techniczne.

Choć Marcin od dziecka wychowany był na prymitywnych wirtualnych światach, zauroczony jest nimi do dziś. Gry wideo nosi w sercu i od wielu lat przelewa myśli z nimi związane na papier. Recenzjami stara się zaintrygować odbiorcę, w publicystyce zarażać zaś swoją pasją. Poszukiwacz pozytywnych stron życia, ceniący doświadczenie i nieprzychylnie nastawiony do szeroko pojętej głupoty. Tata i Ustatkowany gracz.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*