Lina nad przepaścią #3: Reedus, Mads i spółka

Death Stranding

Lina nad przepaścią #3: Reedus, Mads i spółka

Lina nad przepaścią #3: Reedus, Mads i spółka

Jeśli przeciętny gracz wiedział coś przed premierą o Death Stranding, były to dwie rzeczy. Po pierwsze, że nic nie wie. Po drugie, że Hideo Kojima zebrał naprawdę potężną obsadę, bo w rolach głównych występują Norman Reedus, Mads Mikkelsen, Lea Seydoux i Margaret Qualley. Zatrudnieni aktorzy stanowią tak duży element kampanii promocyjnej jak i samej gry, że nie wypada nie poświęcić im kilku akapitów.

Gwiazdą widowiska jest oczywiście Reedus wcielający się w protagonistę. Aktor dał się poznać lata temu jako jeden ze Świętych z Bostonu i przede wszystkim mrukowaty Daryl z telewizyjnego The Walking Dead. Sam Porter Bridges jest rolą strasznie dziwną – być może też najlepszą w karierze aktora.

Norman Reedus and his Funky Fetus

Sam początkowo wypada na gościa w typie Daryla: chropowaty głos, małomówność, ogólna aura sugerująca samotnika o mrocznej przyszłości. Jego niechęć do mówienia jest wręcz zaskakująca – Sam wypowiada się rzadko, zwykle dość zdawkowo. Zdawać się może, że wzorem Venom Snake’a w Metal Gear Solid V, Kojima chciał nieco zatrzeć granicę między graczem a protagonistą; że Sam ma być płótnem w kształcie Normana Reedusa, na którego ma przelać się gracz. Nie jest to całkowicie niesłuszna interpretacja. Death Stranding jak mało która gra uzasadnia akurat takie podejście do bohatera: „Samów” jest poniekąd wielu i każdy pomaga odbudować Amerykę. Taka interpretacja jest jednak dość płytka; Sam fascynuje mnie bowiem od pierwszej minuty.

Norman Reedus jest zaskakująco dobry

Po pierwsze, trudno skarżyć się, że Reedus ma tutaj mało do zagrania. Aktor towarzyszy Ci przez całą grę, w każdym ruchu. Death Stranding ma fiksację na punkcie jego ciała, czy to podglądając go pod prysznicem, czy obserwując, jak potyka się i chwieje na szlaku. Po drugie, Sam Porter Bridges jest bohaterem nietypowym jak na grę wideo i jak na Kojimę. Zamiast strudzonego dowcipnisia i maszyny do zabijania, w głównej roli reżyser obsadził wyciszonego faceta z sektora usług. Reedus nie do końca odgrywa jednak stoika, bo chociaż kurier rzadko gubi zimną krew, daleko mu do obrazu samotnika-kozaka. Ruchy Sama są niezręczne i niepewne. Kiedy operuje sprzętami czy dyskutuje z innymi, porusza się w sposób zagubiony i pełen sceptycyzmu. Można odnieść wrażenie, że wychodzi wtedy brak przyzwyczajenia aktora do motion capture. Wiele scen wskazuje na to, że dokładnie o taki występ chodziło Hideo Kojimie.

Jako ktoś, kto zmagał się z fobią społeczną, znajduję tę rolę urzekającą. Kilkukrotnie, w szczególnie emocjonalnych momentach z innymi bohaterami, kamera najeżdża na Sama w sposób wręcz oczekujący: jakby zachęcając, żeby zareagował. Sam jednak często nie mówi nic, trzymając w niezręcznej niepewności z delikatną miną. Jeśli już Reedus przejmuje inicjatywę, to gdy ktoś oferuje mu kontakt: wtedy ucieka i odsuwa się w mig – nawet, jeśli ktoś siada obok niego na jego własnym łóżku. Sam cierpi na afenfosmofobię – lęk przed dotykiem – i niespecjalnie kwapi się z tłumaczeniem tego swoim rozmówcom.

Fobia ta pełni symboliczną rolę w kontekście motywów gry: dotyk i kontakt Sam odbiera wręcz jak przemoc. Swoją niepewnością, wyciszeniem, niezręcznością, Reedus zbudował bohatera tak wyizolowanego od świata i innych ludzi, że niemal pozbawionego ludzkich odruchów; faceta, który innych się boi i nie potrafi nawiązywać z nimi kontaktu. Dlatego, gdy w końcu Sam wysila się, by wyjść do ludzi – lub próbuje być ojcem dla swojego dziecka w słoju – robi to wrażenie. Miejmy nadzieję, że to nie koniec współpracy aktora z Kojimą.

Seydoux i Reedus mają piękną chemię

Mikkelsen Mads and his Skeleton Lads

Jak wypadają pozostali? Świetna jest na przykład Lea Seydoux wcielająca się w Fragile, koleżankę Sama po fachu. „Delikatna” jest trochę zalotna, trochę tajemnicza, niepozbawiona traumy, ale i poczucia humoru. Aktorka dostaje dość czasu, by powoli odkrywać warstwy bohaterki i w końcu złożyć je w ujmującą kreację. Ogląda się ją z przyjemnością, a wątek Fragile jest satysfakcjonujący. Jej obecność na ekranie wstrzykuje w historię psotną, prowokacyjną energię; Seydoux ewidentnie ma kupę zabawy, odbijając piłeczkę od mrukowatego Reedusa. To zresztą kolejna zaleta tego aktora: z każdym z członków obsady ma po prostu chemię.

Dobrze wypadają Margaret Qualley i Tommie Earl Jenkins. Kojima korzysta z ich niezwykle plastycznych twarzy, dając obojgu „solówki” do zaprezentowania swoich talentów. Szczególnie Qualley, której Mama dostała też najbardziej subtelny skrypt – większość kreacji zamyka w drobnych, charakterystycznych gestach i spojrzeniach. Niestety, obie role ostatecznie nie leżą do końca tak, jak powinny. Nie jest to wina aktorów, a scenariusza. Death Stranding poświęca tej dwójce czas w złych proporcjach, przez co oba wątki przelatują zbyt szybko; wiele świadczy o talencie obojga aktorów, że ich najważniejsze sceny wciąż potrafią złapać za serce.

W końcu jest i Mads Mikkelsen, który wciela się w tajemniczego antagonistę Cliffa. Początkowo, Kojima chciał obsadzić w tej roli Keanu Reevesa i dobrze, że zmienił zdanie; z całym szacunkiem dla Boskiego Keanu, ale nie udźwignąłby tej postaci. Cliff potrzebował aktora, który pod płaszczem spokoju uosabia zaszczucie lub ledwo ukrywaną groźbę – najsłynniejsze role Mikkelsena, Le Chiffre i Hannibal Lecter, są dokładnie takie. Mads swoją charyzmą pożera ekran: czy bawi się z dzieckiem w mglistych wizjach, czy rozsmakowuje w papierosie na polu bitwy. Ten aktor zatapia się w swych rolach i właśnie taki był tutaj potrzebny. Ktoś, kto udźwignie równoczesne ciepło i szaleństwo ojca, który w stroju Świętego Mikołaja odwiedza żonę w śpiączce; kto kwestię tak kuriozalną, jak „gdzie jest moje BB?” uczyni złowieszczą.

Nie tylko Hollywood

Również aktorzy mniejszego formatu dają radę. Heartman (o twarzy Nicolasa Windinga Refna), naukowiec, który co 21 minut umiera na dokładnie 180 sekund, to dość niewdzięczna rola. Jest on w gruncie rzeczy maszynką do wykładania tajemnic świata gry. Darren Jacobs jednak wyciska z niego ile tylko się da, odgrywając człowieka, który ma intymny kontakt ze śmiercią i żałobą, a jednocześnie nigdy sobie z nią nie poradził.

Mads Mikkelsen jest, jak wszędzie, znakomity

Świetny jest Jesse Corti, którego Deadmanowi najbliżej jest do ekscentryczności i humoru serii Metal Gear Solid. Jego bohater ociera się o rozpraszającą śmieszność, a jednak jest niezaprzeczalnie ludzki. On i Norman Reedus mają też kapitalną chemię – Deadman to poniekąd „Otacon” Sama; jeśli chciałbym sequela Death Stranding, to po to, żeby zobaczyć „bromans” tego duetu.

Najsłabiej z głównej obsady wypada Troy Baker, wcielający się w antagonistę Higgsa. Nie jest to poniekąd jego wina: to w końcu świetny aktor (Joel!) i stara się, jak może. Higgs jest jednak postacią papierową – choć celowo – i stanowi głównie środek do celu. Baker ma kupę zabawy wcielając się w przerysowanego terrorystę, ale to po prostu nie jest zniuansowana kreacja. Bawi na początku, pod koniec już męczy bułę – a Ty czekasz, aż ustąpi pola tym, do których ta gra faktycznie należy.

Norman Reedus i Emily O’Brien wychodzą na czoło stawki

Najlepszy performens całej gry należy jednak do Emily O’Brien wcielającej się w rolę Amelie Strand, siostry Sama. To kolejna dziwna rola, bo aktorka poniekąd „pożycza” odmłodzone ciało Lindsay Wagner; w grach to zwykle nic dziwnego, natomiast w kontekście upstrzonego gwiazdami Death Stranding już tak. Stanowi ona niespodziewane – także aktorsko – serce tytułu.

Aktorka ma tutaj może najtrudniejsze zadanie ze wszystkich. Wykłada bodaj najwięcej tajemnic i nieznanych podwalin świata Death Stranding, więc na jej dialogi składa się często dużo tłumaczenia. W przeciwieństwie do reszty, nie może skorzystać z własnej twarzy. Musi oddać ducha i gesty Lindsay Wagner, która w krótkiej roli jej matki, Bridget, nadaje bohaterce ton. Jako postać w samym centrum intrygi, musi być też jednocześnie tajemnicza i sympatyczna; ludzka, ale i pełna dystansu.

Niespodziewanie to Emily O'Brien - Amelie - daje najlepszy popis, zwłaszcza, gdy naprzeciw stoi Reedus

Imponujące, że jest w stanie to wszystko zrobić i jeszcze dźwiga czasem nieporadny skrypt: dialogi Amelie należą do tych bardziej siermiężnych, ale O’Brien udaje się stworzyć kreację wiarygodną. Szczególnie, gdy naprzeciwko staje Reedus – między tą dwójką natychmiast widoczna jest zarówno bliskość, jak i nieprzyjemne napięcie. Nic tak nie humanizuje Amelie, jak jej reakcje na unikanie kontaktu przez Sama. Przewracając oczami i napiętą mową ciała daje po cichu znać, że lęki jej brata podskórnie ją irytują. Pod koniec gry, razem dają po prostu popis. Szefowie The Game Awards mogą się wstydzić, że O’Brien została pominięta przy nominacjach.

Kojima wie, co robi

Jeśli coś rzuca się w oczy wśród tych aktorskich popisów, to nos Hideo Kojimy. Plejada gwiazd nie jest czczą napinką Japończyka, który po latach w końcu złapał wymarzone Hollywood. W Death Stranding obsadził dokładnie tych ludzi, jakich chciał i potrzebował. Reżyser wie, jak wyciągnąć maksimum ze swoich aktorów, żeby każdy stworzył wiarygodnego bohatera, czasem na przekór scenariuszowi.

Ostatnie doniesienia, że Kojima Productions ma w końcu produkować też filmy, nieco mnie zmartwiły. Dziwactwa i słabości Hideo mogą działać w ramach grach wideo, w rasowym kinie będą już pewnie razić. Trzeba jednak przyznać: o to, kto i jak będzie u niego grał martwić się nie trzeba.


Pozostałe teksty w cyklu:

#1 Początek
#2 Praca

#4 Fabuła i świat
#5 Werdykt

Dawniej student projektowania gier na Uniwersytecie Śląskim w Sosnowcu, przez chwilę nawet doktorant. Kurator gier wideo katowickiego festiwalu Ars Independent. Wierny fan twórczości Hideo Kojimy, Yoko Taro i Shigesato Itoiego. Podobno napisał kiedyś tekst, który miał mniej niż 13 000 słów, ale plotka ta pozostaje niepotwierdzona. Ustatkowany Gracz. Z twarzy.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*