Pikuniku to ciepły balsam na zimowe smuty

Pikuniku

Zima w pełni, a humory w dołkach.

Wbrew oczekiwaniom zbudowanym przez ostatnich parę lat, według których śnieg powinien był spaść tylko w Wigilię, tegoroczna zima śnieży i mrozi z uporem godnym lepszej sprawy. Nie powiem, że dobrze działa to na moje własne samopoczucie. Światło słoneczne dociera do mnie tylko w weekendy i w drodze do pracy. Temperatura sprawia, że myślę tylko o tym, czy tam, gdzie idę będzie ciepło. Kiedy zaś śnieg topnieje, to brzydkie ulice Mysłowic robią się jeszcze mniej apetyczne. Umierać, nie żyć.

Na ratunek powinny przyjść gry wideo, ale styczeń mnie pod tym względem nie rozpieścił. Dwie z gier, na które czekałem z pewnym optymizmem – Vane i YIIK – okazały się być po prostu niedobre. Dobrze, że w tym miesiącu trafiły się chociaż Kingdom Hearts III, remake Resident Evil 2 i… Pikuniku?

Tak, właśnie, Pikuniku!

Pikuniku (z japońskiego… piknik) to gra przygodowo-platformowa autorstwa zespołu Sectordub, w skład którego wchodzi m.in. Calum Bowen, twórca Lovely Planet. Przybywa na PC i Switcha, żeby poprawić Ci humor w te zimowe wieczory, smutne jak… zimowe wieczory. Jej prosty, kolorowy i geometryczny styl graficzny zrobi to w zasadzie od pierwszych chwil, szczególnie, że gra wygląda przekomicznie w ruchu. Podobnie wesoła muzyka, chociaż tej akurat jest zdecydowanie za mało i może pod koniec zabawy już nieco męczyć.

Pikuniku i zazdrosny duszek

Bohaterem gry jest Piku, znany też jako Bestia. To znaczy, taki przydomek nadali mu miejscowi osadnicy na podstawie legendy o stworze żyjącym w pobliskiej jaskini. W rzeczywistości, Piku wygląda jak czerwona pastylka z długimi nogami. Osadnicy czują się niezręcznie, że dali mu takie przezwisko, ale tylko trochę. Szczególnie przeżywa to właściciel sklepu, który miał na maskotkach z Bestią zbić fortunę. Budzisz się w owej jaskini, rozbudzony przez uprzejmego duszka – takiego z prześcieradła. Duszek oferuje Ci kilka drobnych porad oraz pełne wsparcie moralne. Zaoferowałby Ci więcej, ale jest duchem i nie ma kieszeni.

Nie wiadomo, po co Piku został obudzony – raczej nikomu nie wadził w swojej pieczarze. Skoro jednak już wstał, to wspomoże okoliczne wnioski w rozwalaniu zgniłego kapitalizmu, który grozi wesołej wyspie.

Zaraz, co?

Nie no, więcej nie będę zdradzał. Grą, którą mogę w tym wypadku przywołać jest GNOG. W obie te produkcje powinno się wchodzić „na ślepo”, żeby tylko nie stracić wszystkich oczekujących na Ciebie niespodzianek.

Pikuniku, czyli groźna "bestia"

Pikuniku to gra dziwna, absurdalna i śmieszna. Poczucie humoru jest rzeczą subiektywną, oczywiście. Od siebie mogę powiedzieć, że banan nie schodził mi z twarzy przez cały, krótki czas spędzony z grą. Absurdalne przygody czerwonej pastylki mają w sobie dziecięcą, ciepłą energię, ale niepozbawioną pazura. Piku jest skory do pomocy, ale jest też łobuzem. Nie bez powodu jedną z głównych mechanik jest kopanie. Twój bohater oddziałuje na świat brykając i sprzedając mu kuksańce, żeby zobaczyć, co się stanie.

Przypomina to rozmowę na absurdalny temat z najlepszym przyjacielem, podczas której oboje dobrze wiecie, co powie druga osoba. Albo dyskusję z nieco większym dzieckiem – którymi chętnie dzieli się choćby Ustatkowany Naczelny, Mateusz – które nie ma skrupułów, żeby rozbroić Cię swoją szczerością i złośliwością. Było to szczególnie odświeżające doświadczenie po YIIK, grze szalenie cynicznej, której humor wywodzi się z nieprzyjemnego miejsca. Nie bez powodu zresztą przywołuję akurat ten tytuł. Żarty w Pikuniku wielokrotnie brzmią jakby żywcem wzięto je z EarthBound i jest to ogromny komplement.

Pikuniku to przyjemna przygoda, dla każdego

W Pikuniku nie ma skomplikowanych czy nawet frustrujących zagadek, przez co idealnie nadaje się do grania z dzieckiem lub do wyluzowania po męczącym tygodniu. Sekwencje platformowe są proste i opierają się głównie na pływającym sterowaniu Piku – jego długie nogi śmigają jak nunczaku. Co jakiś czas, gra urozmaica zabawę prostą minigrą czy starciem z bossem. Nie są one specjalnie trudne czy skomplikowane, ale stanowią fajną odskocznię od skakania po kolorowym świecie.

Pikuniku oraz ruch oporu

Całkowite przejście „kampanii” w Pikuniku zajmie Ci około cztery godziny, jeśli dogłębnie zwiedzisz ten świat. A będziesz chciał to zrobić, bo czeka w nim wiele niespodzianek, jednorazowych gagów czy prostu cieszących oko widoków. „Wymaksować” można ją zresztą z przyłożenia, odwiedzając kilka wiosek i pomagając ich barwnym mieszkańcom. Po ukończeniu fabuły, do świata można wrócić – czekają tam kolejne niespodzianki – lub zasiąść do prostych zabaw w trybie kooperacji. Tam z kolei można dać upust swojej złośliwości razem z drugą osobą, choć niestety tylko lokalnie.

Pikuniku to gra o czystym, wielkim sercu i ciętym dowcipie, która zmieni Cię na parę godzin w dzieciaka i poprawi humor. Można jedynie żałować, że jest tak krótka – trochę wlatuje jednym uchem, a wylatuje drugim. Chciałbym w tym świecie posiedzieć po prostu chwilkę dłużej, bo wyobraźnia ekipy z Sectordub nie zna chyba większych granic. Ale nawet tych parę godzin wystarczyło, by uratować mój smutny tydzień, który zaczął się przecież od Blue Monday.


Pikuniku ma wielkie serce i świetny dowcip. Zagwarantuje Ci uśmiech na cały wieczór.

Szkoda, że jest tak strasznie krótka.

Dawniej student projektowania gier na Uniwersytecie Śląskim w Sosnowcu, przez chwilę nawet doktorant. Kurator gier wideo katowickiego festiwalu Ars Independent. Wierny fan twórczości Hideo Kojimy, Yoko Taro i Shigesato Itoiego. Podobno napisał kiedyś tekst, który miał mniej niż 13 000 słów, ale plotka ta pozostaje niepotwierdzona. Ustatkowany Gracz. Z twarzy.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Możesz używać tych tagów HTML i artrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

*